piątek, 24 maja 2013

Pierwsze w życiu 20km

20 kilometrów to dystans skłaniający do przemyśleń. Zdecydowanie i z całą stanowczością. Celem było utrzymanie tempa 7-7.30min/km. Przez pierwsze trzy kilometry myślałam, że umrę! Ciągle sprawdzałam tempo i zwalniałam, zwalniałam i znów zwalniałam… w końcu doszłam do wniosku, że na swojej stałej trasie tak będzie cały czas, więc… zmieniłam ją ;) Pobiegłam sobie nad morze :D
morze <3
później wróciłam na ścieżkę, przebiegłam ją jeszcze raz (z nadzieją, że może jakiś samolot będzie lądował i zrobię dla Was zdjęcie, ale nic z tego), wbiegłam sobie w polną dróżkę, pobiegłam w stronę portu Marynarki Wojennej i powolutku do domku :) Na 17 kilometrze miałam maleńki kryzys, ale byłam już tak blisko domu, że napiłam się wody, pstryknęłam zdjęcie stoczni i pobiegłam na podbój ostatniego podbiegu! Jestem z siebie bardzo dumna, bo nie zrobiłam ani jednej przerwy na marsz przez całą trasę :D Ścieżka jest straszna, bo dużo ludzi tam biega ;p tam najbardziej mnie korciło, żeby przyspieszyć zwłaszcza, gdy widziałam plecy innych ;p
Zainspirowała mnie do tego koleżanka Asia. Niby miałam w planie treningowym te dłuższe wybiegania, ale ustawione w weekendy i ciągle coś mi wypadało ;p Dziś idealna pogoda do biegania: piętnaście stopni, chmurki, lekki wietrzyk. Zapakowałam swój plecaczek (dwa bidony z wodą i komórka), który dostałam na Gdyńskim Poruszeniu, poinformowałam Lubego żeby nie czekał na mnie z obiadem i ruszyłam w trasę!
kryzysowa stocznia
Zebrało mi się w końcu na notkę o grubasach ;p Jest mnie za dużo tu i ówdzie i zawsze tak było. W podstawówce najgorszym określeniem jakim poczęstowali mnie rówieśnicy było: „gruba Berta”. Bóg mi świadkiem setki nocy przez to przepłakałam. Pamiętam jak zaczynałam biegać bardzo mnie bolały komentarze ludzi na temat mojego wyglądu. Po pewnym czasie jednak wyczerpały im się pomysły i ciągle słyszałam to samo: że krowa, że spocona świnia (świnie są strasznie biedne nie? Przecież one się nie pocą!) itd… Czekałam aż usłyszę coś nowego i usłyszałam! We wtorek na gdyńskim poruszeniu ;p zostałam nazwana przez pana „cielęcinką” xD No tego jeszcze nie było! Tak pieszczotliwe ;p co prawda Rafał chciał się wrócić i obić mu twarz, no ale to już inna sprawa ;p Zresztą pan sam nie wyglądał jak Banderas, więc obicie twarzy w niczym by mu nie pomogło ;p
Co do otyłości i nadwagi. OSOBA, KTÓRA NIGDY NIE BYŁA GRUBA NIE ZROZUMIE JAK TO JEST. Nie chodzi mi tutaj o usprawiedliwianie otyłości, co to to nie! Chodzi mi o samo podejście. Mój Rafał nie raz zasypuje mnie radami co powinnam, a czego nie powinnam robić, jak mam biegać, jak oddychać, jak jeść czy nie jeść. Często pyta np. czy coś tam zrobię np. czy dotknę palcami do ziemi. Zawsze odpowiadam to samo: nie bo mi fałdy tłuszczu przeszkadzają. Dotknę! Jasne, że dotknę toż się rozciągam po każdym treningu ;p ale brzuch przeszkadza – wiadomo.
Nie mogę patrzeć na siebie na zdjęciach, na filmach itd. On mówi, że przesadzam, a ja wiem swoje.
Specjalnie dla Was przepisałam fragment książki Jerzego Skarżyńskiego „Biegiem przez życie”.  Fragment traktujący o tzw. dietetycznym paradoksie bliźniąt, uważam, że dobrze przedstawia sposób funkcjonowania mózgu i myślenia osoby puszystej ;p :
Myślę, że każdy nastolatek – ale i jego rodzice, bo to oni są zwykle winni otyłości swoich dzieci – powinien poznać tzw. dietetyczny paradoks bliźniąt. Wyobraź sobie, że rodzić się w ciąży bliźniaczej, masz identycznego brata. Długo jesteście jak dwie krople wody, nie tylko pod względem wyglądu ale i funkcjonowania waszego organizmu. Jecie podobnie, bawicie się podobnie, odpoczywacie podobnie, więc nic dziwnego, że wasze organizmy pracują niemal identycznie. Ale… zaczynasz jeść więcej, a twoja aktywność fizyczna maleje. W efekcie w ciągu roku ważysz 20-30kg więcej od brata. Jesteś ciągle niby taki sam jak on, ale wyraźnie widać różnicę kategorii wagowej. Jednak coś się rusza, postanawiasz zrzucić nadwagę. Rok trwają twoje usilne działania, by powrócić do swej poprzedniej wagi, tej którą ciągle ma twój brat. W końcu ci się to udaje – dzięki skrupulatnie przestrzeganym dietom odchudzającym i dużej aktywności fizycznej znów jesteście identyczni. Czyżby? Okazuje się, że jeżeli nawet wyglądacie wciąż tak samo, jak dwie krople wody, wasze organizmy funkcjonują już inaczej, i – co gorsze – nigdy już nie będą funkcjonowały identycznie. Twój organizm wchodząc w sferę otyłości poruszył struny, które do końca życia będą grały swoją melodię. Tyjąc wyprodukowałeś nadliczbowe miliardy komórek tłuszczowych, które aż wyły o kolejne porcje jedzenia, ale przestraszyłeś je wprowadzając dietę i zwiększając aktywność fizyczną. Tego się nie spodziewały, więc zaczęły się bronić. Odchudzanie na zawsze zmieniło procesy metabolizmu. Strach komórek tłuszczowych przed chudnięciem spowodował, że wszystkie procesy energetyczne są teraz mniej energochłonne. Gdy teraz ćwiczysz razem z bratem, wykonujesz identyczne ćwiczenia z identyczną intensywnością, twój organizm spala 20-25% mniej kalorii. Zmienia się bowiem struktura twoich mięśni. Stają się one wydajniejsze, a cały organizm jest bardziej energooszczędny. GRELINA, hormon głodu, pojawia się teraz w twoim organizmie na poziomie ok. 20% wyższym niż u twego brata. Z kolei peptydu YY, hormonu regulującego uczucie sytości i zanik apetytu, oraz leptyny, hormonu odpowiadającego za zwiększenie tempa przemiany materii (między innymi), masz za mało. To nie koniec różnic. Gdy spojrzysz na apetyczne jedzenie lub nawet tylko na jego obraz w telewizji albo na zdjęciu twój mózg reaguje pobudzająco w obszarze nagrody, podszeptując ci, byś to zjadł. To męczarnie, które są obce twemu bratu, i których nigdy nie doświadczyłbyś, gdybyś kiedyś nieroztropnie nie przekroczył granicy nadwagi i otyłości.”
Dlaczego przedstawiam Wam właśnie ten fragment? Głównie dlatego, żeby uświadomić Wam, że ktoś kto całe życie jest chudy nigdy nie zrozumie osoby otyłej czy z nadwagą. Jak widać nie chodzi tylko o psychikę i sposób w jaki traktowane są osoby otyłe, ale również o fizjologię.
Ach i jeszcze jedna historia: w zeszłym roku jak przygotowywałam się do Biegnij Warszawo widziałam na ścieżce bardzo otyłą panią. Biegała. Wszyscy ją wyprzedzali, ale biegała! Niestety nie widziałam jej ani razu więcej. Wiecie dlaczego? Bo pewnie się biedna nasłuchała od inteligentów przechodniów i schowała w domu :(
Teraz jestem już mądrzejsza i wiem, że trzeba biegnąc patrzeć przed siebie i rzucać tym ćwokom wyzwanie! Jestem pewna, że co najmniej połowa wysiadła by na piątym kilometrze ;)
dumna jestem jak paw!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz