niedziela, 4 maja 2014

Run Toruń 2014


Pojechaliśmy sami z Rafałem. Głównym celem imprezy było to żeby wreszcie zwiedzić Toruń, a nie tylko po nim biegać. Był to "jubileuszowy" bieg Rafała, to tam w 2013 po raz pierwszy wystartował. Po przyjeździe zameldowaliśmy się w hostelu freedom i pojechaliśmy odebrać pakiety do centrum handlowego Plaza. Panował w nim trochę postapokaliptyczny nastrój, ponieważ był to 3 maja i wszystkie sklepy były zamknięte. Tylko kręgielnia i mieszczące się przy niej biuro zawodów tętniło życiem. Odebraliśmy pakiety - ja dostałam koszulkę na skrzata: bo jak kobieta i biega to na pewno nosi eSkę ;p W pakiecie najfajniejsze moim zdaniem były odblaski i numer startowy - jak zwykle w Toruniu bardzo fajnej jakości. Po za tym pełno makulatury oczywiście.
Nie chcieliśmy robić z tego wyjazdu wielkiej pardobickiej (mamy do tego tendencję), ale chciałam też żebyśmy zobaczyli jak najwięcej. Po odebraniu pakietów poszliśmy na... kebab (bardzo dietetycznie), a następnie do planetarium. Niestety nie było już miejsc na pokaz więc wybraliśmy się do muzeum Tony'ego Halika. Później zjedliśmy lody (Lenkiewicz <3), poszliśmy na zwiedzanie Torunia z biegowym przewodnikiem ubranym w strój krzyżacki i o 19.15 wylądowaliśmy w planetarium. To był "pierwszy raz" Rafała, więc był podekscytowany, niestety jakość naszych polskich planetariów pozostawia wiele do życzenia (muzyczka midi, rozmyty obraz), więc odczucia "po" były mieszane ;p Po kolacji w manekinie ułożyliśmy się grzecznie do snu.

W dniu startu było... zimno. Tzn. było zimno mi ubranej w t-shirt i szorty biegowe ;) Przed startem załapaliśmy się na podpis od Otyli Jędrzejczak, która wydawała kolorowe balony, czyli nietypowe "strefy startowe". Trasa jak zwykle w Toruniu bardzo malownicza warto tu wspomnieć niesamowity doping na motoarenie (odbywały się tam jakieś zawody rowerowe).  Biegło mi się dobrze, ale niestety spuchłam na 8 kilometrze po dwóch podbiegach... po wbiegnięciu na zabytkową kostkę brukową wykręciła mi się noga (ostatnio mam do niej pecha) i czułam ją aż do samej mety. Generalnie jak zwykle biegłam "żeby dobiec", dopingowałam na trasie kibiców, którzy w tym roku wyjątkowo się obijali i śpiewałam na całe gardło jak wariatka ;p Dobiegłam na metę po 1h 06min 03s ;p Rafał już na mnie czekał, jak zwykle pobił życiówkę ;) Po biegu  najbardziej brakowało mi znajomych nie bardzo mieliśmy się z kim pośmiać i pogadać ;p zjedliśmy grochówkę (najlepszą w Toruniu, niestety w tym rokuj nie dali piwa!) i ruszyliśmy zwiedzać dalej. Zaliczyliśmy rewelacyjną muzeum piernika, wierzę widokową i oczywiście pierogi (tym razem z wody) w pierogarni Stary Młyn. Na koniec opijaliśmy się piwem w piwiarni Jan Olbracht :D Świetny majówkowy wyjazd! Uwielbiam biegać w Toruniu :)