niedziela, 6 kwietnia 2014

Kaszuby biegają

Wczoraj biegłam w Piaśnicy i był to najdziwniejszy bieg w jakim do tej pory brałam udział! Bardzo pozytywny, bardzo wymagający i bardzo dziwny! :D Do tej pory nie wiem gdzie był start ;p tzn nie było żadnej bramy ani maty ani nic (podobno były jakieś chorągiewki, ale ich nie widziałam jak to ja ;p spostrzegawczość zero ;p ) i po prostu jak ludzie zaczęli biec to pobiegłam za nimi xD
Bóg mi świadkiem trasa była wymagająca! Po pierwszych 800m zaczynała się górka... nie! Co tam górka to była regularna GÓRA!!! I ciągnęła się ponad kilometr! A później w kółko: trochę z górki i pod górkę i znów lekki zbieg i lekka górka :D Trasa była niesamowita, w dodatku 95% w lesie (szyszki, gałęzie, korzenie i inne ustrojstwa tylko na mnie czekały :D ). Na siódmym kilometrze chciałam skręcić nogę :D ale po kolei:
Wystartowaliśmy - jak już pisałam nie wiem gdzie był start, więc włączyłam zegarek na chybił trafił i poleciałam za tłumem, który był strasznie mały, bo liczył niespełna 500 osób (ostatni bieg w którym brałam udział miał 5000 zawodników). Znajomi, z którymi biegłam popędzili do przodu, biegłam z nimi, ale tak patrzę na tempo a tam 5:50min/km ooooo nie (myślę sobie)! W takim tempie to ja z moimi dusznościami pociągnę może z 6km a później wyciągnę kopyta. No i zwolniłam i zostałam z tyłu. Wyrównałam tempo do startowego (ciężko mi się oddychało, przez te moje cholerne alergiczne duszności, ale postanowiłam nie biec wolniej niż 6:30, ale zwolnić jeszcze na górce żeby nie wypluć płuc. Dobrze, że "sztachnęłam się" z inhalatora przed startem ( jak Bjoergen :D ) bo nic by z tego nie było i skończyłoby się zejściem z trasy ;p W każdym razie! Biegnę sobie, wszyscy jak zwykle coraz bardziej się ode mnie oddalają i tak nagle patrze, a za mną nikogo nie ma! :D Tzn jechali panowie na quadzie z napisem "koniec wyścigu" ;p lekka porażka myślę sobie, ale to dla mnie nie pierwszyzna, więc stwierdziłam że poczekam do czwartego kilometra. Okazało się, ze nie musiałam czekać tak długo, bo pierwsze żniwo zebrała górka (ja dalej sobie biegłam swoim tempem choć przeklinałam dziadówę w myślach) obok trasy stało sobie czterech panów w strojach ehem "roboczych" i krzyczeli do mnie "biegnij maleńka biegnij" ;) podziękowałam im grzecznie i powiedziałam żeby się o mnie nie martwili, bo ci z przodu jeszcze spuchną :D oczywiście wywołałam tradycyjną salwę śmiechu ;) W połowie górki wyprzedziłam pierwszą parkę, która za szybko wystartowała. Na 3km dogoniłam przesympatyczną panią, z którą wymieniłam kilka zdań (dowiedziałam się, ze ma trójkę dzieci i że jej szwagier też biegnie w tym biegu i że się z niej naśmiewał, że nie dobiegnie - oczywiście się pomylił). Pobiegłam dalej nie chcą katować pani nie tylko swoim tempem, ale i nadmierną gadatliwością ;p Co jakiś czas zamieniałam kilka słów z osobami z obstawy trasy, ale ogólnie większą część drogi podziwiałam samotnie piękne tereny ;) Biegło mi się wyśmienicie! Na 5 km wyminęłam kolejnego pana, później dogoniłam koleżankę z CTM Team (przy czym tak się zgadałam z panem z karetki, która stała przy trasie, że nie zwróciłam uwagi na szyszkę i wykręciła mi się noga, na szczęście nie groźnie! Facet krzyknął "ała! zaraz pomogę" a ja "nic mi nie jest nic mi nie jest wszystko pod kontrolą!" ;p i pobiegłam dalej bo samochód był na mecie a jakoś do domu wrócić trzeba ;p).Na koniec (między 9 i 10km) rozmawiałam z panem który przeżył śmierć kliniczną! Miał wstawione jakieś urządzenie, które sterowało jego sercem i biegał!  Opowiadał mi o maratonach, w których brał udział i nagle mówi do mnie: o moje urządzenie mówi, ze serce bije mi teraz 134 razy na minutę. Na to ja patrzę na zegarek i mówię, a moje 186! Hahaha i tak sobie gadaliśmy prawie do końca trasy ;p Przed samą metą czekał już na mnie luby (on dobiegł w 50min skurczybyk), więc postanowiliśmy się trochę pościgać i przez linię mety przebiegliśmy razem ;) Najfajniejsze jest to, ze bieg był na całkowitym luzie! Nikt nie krzyczał na mojego R. że wlazł na trasę i wyczynia jakieś dziwne rzeczy pt: (trzymając medal tuż przed moją twarzą) "biegnij po medal no szybciej biegnij!" a ja na to w krzyk: "powinieneś trzymać snickersa a nie jakąś blachę to byłabym tu szybciej!!!!!" :D :D salwa śmiechu obserwujących to osób była tak głośna, ze aż się ptaki z drzew zerwały ;p
Czas? Totalnie beznadziejny ;p przybiegłam ósma od końca ;p na liście było wpisane chyba 1h11min, czas z zegarka nie sprawdzony, bo na mecie tak się śmiałam, że zapomniałam go wyłączyć ;D Było super, było na luzie i przypomniało mi czemu kocham biegać i dlaczego to robię. Nie dla czasów, nie dla wyników - dla zabawy. Nie pamiętam kiedy z Lubym spędziliśmy razem tak cudownie sobotni poranek :)
A na mecie była pyszna grochówka z BIAŁĄ bułką! ;)