niedziela, 21 kwietnia 2013

II Ćwierćmaraton Muzyczny Piła czyli słoneczne 10,5km.

Odnalazłam to! I to niestety nie dzięki kibicom ;) ale!
Od początku: na start dotarłam na pół godziny przez rozpoczęciem ćwiartki.
Ostatnie sprawdzenie mapy ;)
Wspierał mnie mój kochany narzeczony oraz nie mniej kochany tata ;) Najbardziej bałam się o piszczele, które tak bardzo dokuczały mi w czwartek… kilka wspólnych zdjęć, mała rozgrzewka, sprawdzenie mapy (tak na wszelki wypadek, bo pierdoła jestem i mogłam pobiec nie w tę stronę ;)) i… RUSZYŁAM. Ostatnia. Nie, nie żartuje. Byłam OSTATNIA. O-S-T-A-T-N-I-A. Do tego stopnia na szarym końcu, że jakiś pan poprawiający matę mierzącą czas miał mnie w dupie i stanął wprost przede mną tak, że prawie na niego wpadłam i musiałam się zatrzymać żeby go wyminąć! Chamstwo swoją drogą i prostactwo no, ale cóż… Biegłam sobie. Na „luźniej łydce”, bo przecież w sumie biegłam (nie sprawdzałam tempa, nigdy nie robię tego na pierwszych kilometrach żeby się nie stresować ;)) a to że ostatnia? No cóż… to świadczyło tylko i wyłącznie o miażdżącej przewadze innych zawodników. Życie!
Pierwszą panią, dodam, że starszą i to duuuużo wyminęłam na 2 kilometrze. Zamieniłam kilka słów jak to zwykle ja ;) biegowy oszołomek. Pani twierdziła, że  nie da rady i że to nie ma sensu.
Przed startem :)
Pokazałam jej więc palcem pana stojącego na balkonie pobliskiego bloku, pana z duuuużym brzuszkiem :D i mówię „niech pani spojrzy! Tego pana już pani mija! Już dawno minęła pani wszystkich, którzy nie wstali dziś z kanapy!” Niestety nie znalazłam jej na liście z wynikami, ale sam fakt, że wystartowała powinien napawać ją dumą!
Pobiegłam dalej, minęłam „samochód organizatorów” na którym stał jakiś łepek i komentując bieg patrzył na mnie z politowaniem ;) pomachałam mu i krzyknęłam żeby się o mnie nie martwił, bo ja ich jeszcze wszystkich wyprzedzę! Na wszelki wypadek sprawdziłam jednak tempo – 6min 30s! Czyli tyle ile sobie założyłam, więc tak biegłam sobie dalej ostatnia aż do 6 kilometra. Wyminęłam pewną sympatyczną parę, później dwie panie, pana z kontuzją kolana, jeszcze jednego pana, później dziewczynę w różowym i… no i biegła przede mną taka caaała na czarno! Myślę sobie: jak ją dogonię to jestem spełniona :D I wiecie co? Dogoniłam! Nawet zdążyłyśmy pogadać ;) i miałyśmy wbiec na metę razem, ale… no jak zobaczyłam zegar to mnie poniosło! Wyrwałam do przodu jak wariatka! Czas brutto: 1:08:20 czas NETTO: 1:04:33!!!!!!!! GODZINA CZTERY MINUUUTYYY! Na 10,5km! :D  Tak się cieszyłam na mecie:
Co do kibiców to jest dla nich nadzieja ;) Całą pierwszą połowę patrzyli na mnie jak na wariatkę! Jednej dziewczynce przybiłam piątkę i była przerażona ;) za to jak biegłam drugie okrążenie to już na mnie czekała z wyciągniętą rączką! Najlepszy doping stanowiły panie „przed mostem” biły butelkami i krzyczały! Najlepszy doping na całej trasie! Co do zespołów, które grały – moim zdaniem najlepszy był ten przy młynie. Na całe gardło śpiewałam razem z nimi „Smoke on the water” :) REWELACJA! Jeszcze jedna rada dla biegających pań: nie idźcie na solarium przed biegiem ;) ja byłam i wiadomo, poruszałam się krew dopłynęła do skóry i zrobiłam się pięknie czerwona na ramionach, plecach i wszystkich innych odsłoniętych miejscach (o polikach nie wspominając, bo je zawsze mam czerwone ;)) podejrzewam, że dlatego jeden z ratowników pod koniec trasy mnie do siebie zawołał i dał mi butelkę z wodą :D nie potrzebowałam aż tak, ale po przepłukaniu ust poleciałam jak na skrzydłach!!! Więc OGROMNE DZIĘKI MU ZA TO!!!
Jestem biegowym oszołomkiem, więc zapewniam was, że sobotniego wieczoru przy wielu pilskich stołach nawiązała się rozmowa pt: „a widzieliście tę dziewczynę w pomarańczowym? Tę zwariowaną? Tę co tak krzyczała? Co dziękowała wszystkim wokół? Tę co całą trasę biegła uśmiechnięta?” Tę KTÓRA WYSTARTOWAŁA OSTATNIA I NIE SPUCHŁA PRZEZ CAŁĄ DROGĘ?! Tak. To o mnie :-)
Znów umiem bawić się biegaaaaniem! A z tydzień Toruń!
Medalowo :)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz